Pomysł wskrzeszenia mamuta rozpala zmysły ludzi już od bardzo dawna. Temat znów powraca na języki zainteresowanych, ponieważ zespół rosyjskich i japońskich naukowców właśnie opublikował swoje najnowsze badania. Powszechne media okrzyknęły je przepustką do sukcesu w przywróceniu mamutów do życia. Dziś wytłumaczę Wam, skąd wziął się pomysł na klonowanie mamuta, jaki jest obecny stan wiedzy na ten temat i dlaczego sens tych badań leży w zupełnie innym miejscu, niż skazują nagłówki.
Mamuty od zawsze owiane były mgiełką tajemnicy i fascynowały ludzkość. Chęci klonowania mamuta, ogromnego i żyjącego kiedyś w trudnych warunkach zwierzęcia o pięknych ciosach żyją pełnią życia w wielu umysłach (nie tylko szaleńców). W 2010 roku znaleziono bardzo dobrze zachowane szczątki młodego mamuta, którego nazwano Yuka. Informacja o tym, że w ciele zwierzęcia zachowała się płynna krew, pozwoliła rozbudzić nadzieję na to, że odnalezienie żywych komórek w mamucich szczątkach szacowanych na 28 tysięcy lat, wciąż jest możliwe.
Mamucie sukcesy
Ten kontrowersyjny cel ostateczny, czyli klonowanie mamuta według mnie przyćmiewa inne powody prowadzenia badań na ten temat. Poznanie genetycznej natury tych zwierząt może przynieść odpowiedź na wiele pytań dotyczących ich biologii, wykształconych przystosowań do przeżycia w trudnych warunkach środowiskowych, czy powodu ich wymarcia. Dlatego prowadzone badania są niezwykle cenne dla samych tylko informacji poznawczych. Do tej pory naukowcy popełnili już liczne mamucie sukcesy, takie jak zsekwencjonowanie mamuciego genomu, czy opisanie, jak hemoglobina zawarta w krwi mamuta radziła sobie z transportem tlenu w tak niskich temperaturach.
Nawet mi tli się po głowie pomysł, że takie odkrycia są jedynie naturalnym efektem pobocznym wzięcia udziału w wyścigu po pierwsze miejsce we wskrzeszeniu wymarłego gatunku. Mimo mojej wiary w naukę sądzę, że to właśnie chęć osiągnięcia sławy może najsilniej motywować niektórych badaczy. Świat naukowy znalazł jednak jeszcze inne fascynujące usprawiedliwienie dla swoich dążeń.
Mamuty a ocieplenie klimatu
Niektórzy badacze przewidują, że przywrócone do życia mamuty mogłyby ochronić naszą planetę przed zmianami klimatycznymi. Brzmi jak totalnie pokręcony pomysł, ale już Wam tłumaczę, jak ten cel miałby być osiągnięty.
Postępujące ocieplenie klimatu powoduje powolne rozmarzanie wiecznej zmarzliny. Jest to niezwykle niebezpieczne zjawisko, ponieważ szacuje się, że w jej strukturze zamknięte jest aż dwa razy tyle węgla, co obecnie znajduje się w naszej atmosferze, a to właśnie ten związek w dużej mierze odpowiada za ocieplenie klimatu. Dlatego rozmarzanie wiecznej zmarzliny może jeszcze bardziej przyśpieszyć już niebezpieczne tempo zmian klimatycznych.
Co mamuty mają do ocieplenia klimatu?
Część naukowców uważa, że gdyby udało nam się te zwierzęta przywrócić do życia i zasiedlić nimi obecne tereny tajgi to spowolnilibyśmy topnienie wiecznej zmarzliny. Otóż jako ogromni roślinożercy, mamuty mogłyby przemienić tereny obecnie zadrzewione w trawiastą tundrę. W czasach lat mamuciej świetności to właśnie taki krajobraz był ich naturalnym miejscem bytowania. Ssaki te deptały rośliny, które miały ambicje wzbić się ponad poziom traw, nie pozwalając im zakłócić porządku. Natomiast wiadome jest, że trawa pochłania mniej światła słonecznego niż krzewy i drzewa, przez co ziemia porośnięta trawą ogrzewa się mniej niż ta zalesiona. Taki płaski i nudny krajobraz pomógłby utrzymywać odpowiednio niską temperaturę ziemi, a co za tym idzie zatrzymać pokłady węgla w jej wnętrzu.
Jeśli Wy też macie mieszane uczucia związane z tym pomysłem, to cieszę się, że nie jestem w tym odosobniona. Oprócz tego, że pomysł sam w sobie jest, nazwijmy to, bardzo oryginalny to według mnie zwyczajnie utopijny. Ale aby w ogóle myśleć o wskrzeszeniu mamuta świat naukowy musi rozwiązać jeszcze całą masę problemów.
Problem nr 1.
Nie potrafimy zsyntetyzować całego, funkcjonalnego genomu w laboratorium, nawet jeśli posiadamy dokładne instrukcje. To problem nr 1. Jedyną nadzieją na mamucie DNA, które mogłoby służyć jako materiał do przeprowadzenia klonowania (o zasadzie klonowania poczytajcie w moim innym poście o małpach) są szczątki takie jak wspomniana Yuka. Ostatnie badania rozbudziły nieco nadzieje na znalezienie odpowiedniego materiału. Praca opublikowana w Scientific Report (według autorów) wskazuje na pewien potencjał życiowy odnalezionych jąder komórkowych w mięśniach Yuki. Badacze wydobyli 88 jąder komórkowych z tej tkanki i część najmniej zniszczonych przenieśli do mysich komórek jajowych. Warto jednak podkreślić, że mysie komórki nie zostały pozbawione swojego własnego materiału genetycznego, jak dzieje się podczas „klasycznego” klonowania. Dla kontroli podobną procedurę przeprowadzili również z jądrami komórkowymi pochodzącymi od słonia.
Dzięki wykorzystaniu technik obrazowania pojedynczych komórek wśród niektórych prób naukowcy zaobserwowali pewne cechy wiązane z aktywnością występującą przed podziałem komórkowym. W żadnym z omówionych przypadków nie doszło jednak do dalszych etapów podziału. Sami autorzy pracy zaznaczają, że mimo obiecujących rezultatów wciąż nie ma możliwości, aby klonowanie przeprowadzić, a zastosowane w pracy podejście może pomóc w ocenie aktywności jąder komórkowych innych wymarłych gatunków.
News alert
Już miałam publikować ten tekst, kiedy podczas ostatniego przeglądu literatury natknęłam się na ciekawy news alert, czyli wypowiedź doktora Lawrence Smitha, specjalisty od klonowania, który jeszcze bardziej sceptycznie odnosi się do wyników wspomnianych powyżej.
Smith zauważa, że w żaden sposób nie potwierdzono, aby to właśnie mamucie fragmenty DNA były odpowiedzialne za tę obserwowaną aktywność. Badacz sugeruje, że bez takiego potwierdzenia nie można wykluczyć, że to mysie komórki odpowiadają za zaobserwowane zjawisko. Ponadto zaznacza, że wybranie mysiej komórki jako przyjmującej mamucie DNA nie było zbyt trafionym wyborem z uwagi na bardzo duże różnice pomiędzy tymi gatunkami, o czym piszę w kolejnym akapicie.
Problem nr 2.
Problemem nr 2 jest znalezienie surogatki dla ewentualnej komórki jajowej, do której miałby zostać przeniesiony materiał genetyczny mamuta. Przyszła mamucia mama musiałaby być bardzo podobna pod kątem genetycznym do wymarłego gatunku, a słoń indyjski, który jest najbliżej takiego podobieństwa, to wciąż za mało. Sam rozmiar słonicy mógłby okazać się niewystarczający na takie gigantyczne dziecko. Nie wiemy, jak długo trwałaby taka ciąża, a cały proces dla słonicy mógłby być niezwykle ryzykowny. Należy przy tym pamiętać, że słonie to również gatunki, które wymagają naszej opiek, więc ich wykorzystanie w takim przedsięwzięciu budzi obawy etyczne.
Zamiast tego można by skonstruować sztuczną macicę, która dałaby pierwszy dom „maleństwu”. Takie rozwiązanie nie jest wcale aż tak niemożliwe. Udało się na tym polu popełnić już kilka sukcesów i zaprojektować taką macicę dla owiec. Tylko wciąż musimy pamiętać, że owca w porównaniu do mamuta to pikuś, jest tyci tyci.
Problem nr 3.
Kolejna sprawa, czyli problem nr 3, to przewidzenie oczywistych konsekwencji sprowadzenia mamutów na nasz świat. Pojawianie się nowego (i jednocześnie starego) gatunku musi wywrzeć wpływ na pozostałych współmieszkańców tego samego obszaru, na roślinność oraz na dosłownie każdy aspekt środowiskowy. Natura jest pełna niespodzianek, a my nie jesteśmy aż tacy mądrzy, żeby przewidzieć wszystkie możliwe efekty naszych działań. W tym miejscu odsyłam Was do ciekawego badania, które dyskutuje potencjalne implikacje wskrzeszania gatunków.
Zupełnie inne podejście
Oprócz pomysłu na klasyczne klonowanie mamuta wśród badaczy równie głośno wybrzmiewa jeszcze jeden silny głos. Charyzmatyczny George Church, lider harwardzkiego zespołu naukowego obrał zupełnie inne podejście. Profesor chciałby stworzyć hybrydę mamuta i słonia, poprzez wprowadzenie do słoniowego DNA tylko wybranych modyfikacji. Taki słoń o mamucich cechach pozwalających na zamieszkanie w specyficznym środowisku miałby rozwiązać sprawę ochrony wiecznej zmarzliny. To podejście wydaje się bardziej prawdopodobne, jednak wciąż wymaga lepszego poznania genetycznego charakteru mamutów oraz przedyskutowania pod kątem możliwych konsekwencji środowiskowych, oraz rozważań natury etycznej.
Genesis 2.0
Pod koniec zeszłego roku miałam okazję być gościem dyskusji po Gdyńskiej premierze filmu Genesis 2.0. Film został poświęcony poszukiwaczom mamucich ciosów oraz naukowcom, którzy marzą o przywróceniu mamuta do życia. Jeśli się nie mylę, w połowie maja będzie go można znowu obejrzeć na festiwalu filmów dokumentalnych w Gdyni. Polecam Wam serdecznie. Będziecie mieli okazję zajrzeć do najnowocześniejszych laboratoriów na świecie (w tym również takich, gdzie klonuje się psy na zamówienie) oraz poznać wiele interesujących osobowości, takich jak wspomniany George Church, czy Hwang Woo-Suk (o kontrowersjach z nim związanych wyskrobię coś przy innej okazji).
Podsumowując: do wskrzeszenia mamutów jeszcze długa i wyboista droga. Obecnie nie ma możliwości przeprowadzenia klonowania mamuta i być może nigdy nie będzie, a najnowsze badanie wcale nie przybliża do celu. Poza tym, nawet gdyby możliwości techniczne pozwoliły na takie klonowanie, nie jestem przekonana, aby opinia publiczna poparła takie rozwiązanie naszych problemów klimatycznych. Powinniśmy pamiętać, że badania prowadzone w tym kierunku, mogą ujawnić całą masę przydatnych informacji, które będzie można zastosować w innych aspektach, dlatego są niezwykle ważne same w sobie.
Osobiście nie widzę powodu, aby mamucimi klonami zasiedlić skorupę ziemską. Nie dziwi mnie jednak fakt, że sprawa przedstawiana jest w sposób skoncentrowanym na tym właśnie ostatecznym i kontrowersyjnym celu, bo to gwarantuje badaniom niesłabnącą uwagę mediów, a co za tym idzie opinii publicznej oraz organizacjom finansującym te badania.
Jakie jest Wasze zdanie dotyczące wskrzeszenia wymarłych gatunków? Słyszeliście o tych najnowszych badaniach w mediach? Chętnie poznam Wasze odczucia.
Jeśli uważacie, że ten tekst był interesujący i dowiedzieliście się czegoś ciekawego, będę niezwykle wdzięczna za udostępnienie tekstu.
Ściskam!