Ten nagłówek może podjąć za Ciebie decyzję, czyli jak czytać, żeby nie zwariować

Dziś nie przedstawię Wam żadnego faktu naukowego, ale poddam Wam coś pod osobistą rozwagę. Brzmi poważnie i będzie poważnie.

Na mojej stronie staram się podawać jedynie rzetelnie przygotowane informacje. Oznacza to, że spędzam godziny przeszukując literaturę fachową, przeglądając informacje przedstawiające temat z różnych stron i wyciągając wnioski oparte na metodach naukowych. Jeżeli jakaś teoria ma swoje słabsze punkty – piszę o tym. I nic się w tej kwestii nie zmieni ani zmienić się nie może, ponieważ to jedyny sposób na przedstawienie faktów.

Szokująca prawda?

Pamiętacie post o gąbkach, alkoholu albo kremach z filtrem?

Zobaczcie, jak podobną informację przedstawiały inne portale, co prawda nienaukowe, ale cieszące się sporą uwagą odbiorców:

źródła: http://www.se.pl/wiadomosci/dziejesie/gabka-do-naczyn-moze-cie-zabic_1013418.; html http://www.newsweek.pl/styl-zycia/picie-alkoholu-w-zwiazku-pomaga,artykuly,393793,1.html; https://www.papilot.pl/zdrowie/krem-przeciwsloneczny-moze-zabic-niewiarygodne,8277,1,4

Przygotowując wpisy przeglądam informacje na dany temat, przeglądam nie tylko publikacje naukowe, ale również to, co na dany temat mają do powiedzenia inne portale. Niestety, zdarza się nagminnie, że cały sens pracy jest przedstawiany w sposób niezmiernie okrojony, powierzchowny, a nawet stronniczy. Co gorsze, wielu autorów nie bada samodzielnie problemu, a jedynie bez przemyślenia „ściąga” wiadomości przygotowane przez kogoś innego. Takie zachowanie oprócz tego, że niemoralne powoduje również rozprzestrzenianie się raz powstałego błędu w opinii publicznej. Często zdarza się, że z raz skiepszczonym tematem nie da się już wrócić na dobre tory.

Plusy i minusy

Przedstawianie badań naukowych na popularnych portalach dostępnych dla szerokiej publiczności ma ogromne plusy. Dzięki temu coraz więcej odbiorców zaczyna interesować się, co w świecie naukowym piszczy. W końcu to media (najczęściej te najbardziej popularne) kreują nurt zainteresowań ogromnej części społeczeństwa. Świetnie!

To bardzo kruchy temat i niezmiernie łatwo można zaliczyć niepotrzebną wpadkę. Tematy naukowe to poważna sprawa i aby coś na ten temat napisać, trzeba z siebie trochę wycisnąć. Sprawdzić źródła, czytać ze zrozumieniem, może nawet poprosić o pomoc eksperta. Bardzo fajnie, że nauka robi się modna, ale aby ją zrozumieć i nie powielać informacji niezgodnych z faktami trzeba się trochę zaangażować. Nie powinniśmy poprzestawać jedynie na zadowoleniu z obecności nauki w debacie publicznej, musimy walczyć o to, by była przedstawiana tak jak trzeba.

Newsletter nadchodzi!

Wstęp mógłby wskazywać, że będę dziś pisać o tzw. fake newsach, czyli fałszywych informacjach, które pojawiają się w Internecie jak grzyby po deszczu i dotyczą nie tylko spraw naukowych. Nie, ten temat jest tak trudny, wielopłaszczyznowy i delikatny, że potraktuję go w sposób wyjątkowy. Co to oznacza?

Otóż od długiego czasu noszę się z myślą utworzenia listy mailingowej moich stałych czytelników, aby informacje o nowych wpisach docierały do Was niezależnie od obecności w mediach społecznościowych. Aby docenić Wasze szczere zainteresowanie i nagrodzić Wasze dążenie do naukowej samoświadomości dam Wam coś w prezencie, coś, co przygotuję specjalnie dla swoich przyszłych subskrybentów. Będzie to lista podpowiedzi, jak nie dać się zrobić na szaro i jak szybko zweryfikować informacje, jakie zalewają nas każdego dnia. Oczywiście tekst będzie przygotowany, by pomóc Wam obracać się wśród naukowych informacji, ale wydaje mi się, że chociaż częściowo, będzie można uznać ją za uniwersalne narzędzie. Dziś tylko zapowiedź, ale już niedługo ebook będzie gotowy do zgarnięcia.

Aby dzisiejszy wpis nie pozostał jedynie samoreklamą moich dalszych blogowych poczynań, chciałabym dziś wprowadzić Was trochę w temat i napisać o „nagłówkach”.

A więc czy Twoja gąbka naprawdę może Cię zabić? Kto czytał, ten wie, że raczej nie. Poza ściśle skrajnymi przypadkami raczej nie musimy obawiać się śmiercionośnego najazdu gąbek kuchennych.

Nagłówek może namieszać

Według mnie nagłówki powinny zachęcić czytelnika do przeczytania całego artykułu. Zgadzacie się? Każdego dnia skrolujemy w naszych telefonach setki informacji i nagłówków, ale czytamy jedynie kilka procent z nich. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, chcemy wiedzieć dużo i szybko, ale nie mamy czasu czytać wszystkiego, więc wybieramy jedynie te najważniejsze dla nas tematy. Co jednak dzieje się z pozostałymi treściami, które jedynie mignęły nam gdzieś na kilka sekund?

Badania naukowe wskazują, że nagłówki mogą pozostawiać w naszych mózgach swój ślad i wpływać na nasze opinie. Co więcej, jeśli wewnętrznie zgadzamy się z teorią przedstawioną w nagłówku, to po zapoznaniu się z pozostałymi faktami, nawet tymi obalającymi tę tezę, będzie nam trudniej skorygować swoją opinię. Nieodpowiedni nagłówek może więc wyzwalać w nas wewnętrzne uprzedzenie do tematu, jeszcze zanim zapoznamy się z całością tematu. Nie ma śmiechu, dziennikarze to wiedzą i często niecnie wykorzystują…

Pewnie każdy Nas doświadczył zaksięgowania w swojej głowie (gdzieś w bliżej nieokreślonej lokalizacji) zdawkowych informacji, jakie połknęliśmy czytając jedynie nagłówki. Kiedy słyszymy rozmowę na dany temat, gdzieś coś nam dzwoni, coś się przypomina. Sami nie wiemy do końca co czytaliśmy, ale ta niecała sekunda, jaką poświeciliśmy na liźnięcie tematu, daje nam poczucie obeznania w temacie. Często wydaje nam się nawet, że wiemy na tyle dużo, by prowadzić na ten temat gorące dyskusje.

I proszę mi tu nie kiwać w dezaprobacie głowami, bo na pewno i Wam się zdarza takie zachowanie. Jeśli nawet nie w kwestiach typowo naukowych, to może na temat nowego koloru włosów Seleny Gomez lub statusu związku Brangeliny.

Jak żyć?

Pisanie nagłówków to osobna umiejętność. Jeżeli w ciekawy i chwytliwy sposób przykuwa nasze oko i zachęca do przeczytania całości (z racji tego, że jest taki niesamowity) to super. Gorzej, kiedy w kilku słowach podaje nam gotową odpowiedź na największe zagadki wszechświata. Powinna nam się zapalić czerwona lampka.

Jak się więc bronić przed nadinterpretacją i jak nie dać sobie wejść do głowy kłamliwymi butami?

Nie odkryję Ameryki radząc Wam czytać całe artykuły. Bardzo często nagłówek jest szokujący i jednostronny, ale tekst daje nam już więcej odpowiedzi, pokazuje, że problem jest bardziej złożony, przedstawia kontrargumenty lub słabe punkty tezy. Czasami tak nie jest i cały artykuł jest stronniczy.

A co jeśli nie chce Wam się czytać, jeśli temat Was na tyle nie zainteresował? Postarajcie się zapomnieć, że taki nagłówek w ogóle istniał. Może to i trudne, ale świadomość, że to łatwe narzędzie manipulacji Waszymi opiniami powinno trochę pomóc.

Uważaj, jeśli się zgadzasz

Uważajcie, zwłaszcza kiedy treść nagłówka wydaje się wyjątkowo niemożliwa, lub kiedy idealnie trafia w Waszą już ugruntowaną opinię na dany temat. Jeżeli np. lubimy wypić piwko ze swoim partnerem, to przeczytanie nagłówka:

„Pary, które wspólnie piją alkohol, zostają razem”

może wywrzeć na nas tym mocniejsze wrażenie. Uwaga, uwaga! Jeżeli czytamy treść, która wspiera nasze wcześniejsze założenia lub daje nam odpowiedzi zgodne z naszymi życzeniami, łatwo możemy wpaść w pułapkę i uznać prawdziwość tezy nie bacząc na argumenty logiczne.

Ty też możesz zostać dziennikarzem

Dziś granica pomiędzy dziennikarzem a odbiorcą została zatarta i każdy z nas jest pewnego rodzaju dziennikarzem, kiedy publikuje i udostępniając materiały na swoich kontach społecznościowych. To jest świetna opcja, możemy się wypowiadać publicznie, komentować świat i czynnie uczestniczyć w pewnych dyskusjach i debatach, do których w innym wypadku nie mielibyśmy wstępu. Ale kryje się za tym ogromne ryzyko.

Zawód dziennikarza powinien nam się kojarzyć z odpowiedzialnością. Chcielibyśmy, aby wykwalifikowani dziennikarze publikowali sprawdzone treści i byli odpowiedzialni za popełniane przekłamania lub sianą dezinformacje. A co z nami? Czy my jesteśmy odpowiedzialni? Kto udostępnił jakieś info lub dał kciuka za coś, czego nawet dobrze nie przeczytał, niech pierwszy rzuci kamieniem. Mnie zdarza się to mimo starań.

Wątpię, byśmy te nawyki całkowicie okiełznali, bo czasem „lajkujemy” coś dla dobra naszych przyjaciół, lub z miliona innych powodów. Często nie jesteśmy w stanie sprawdzić dogłębnie, czy temat jest zgodny z prawdą. Czasami specjalnie chcemy zamieszać i wrzucamy coś, aby rozpocząć gorącą dyskusję.

Zagłada informacyjna

Co więc nas czeka? Zagłada informacyjna? Może, ale nie tragizowałabym. Mamy jeszcze kilka możliwości.

Jedną z nich jest wzięcie odpowiedzialności na siebie. Odpowiedzialności za siebie przede wszystkim, ale i czasami za innych. Pamiętajcie, że jesteście samozwańczymi dziennikarzami i publikujecie treści. Zadbajcie o to, by Wasze „ściany” były czyste i pozbawione nurtu szokujących czy fałszywych wiadomości. Nie publikujcie, nim nie przeczytacie, a najlepiej nim poświęcicie chociaż kilka chwil na sprawdzenie tej wiadomości (mój ebook Wam w tym pomoże). Jeśli nie macie czasu na czytelnie całych artykułów miejcie świadomość, że nagłówki już pozostały w Waszych głowach. Zweryfikujcie komu posłaliście kciuki i kogo obserwujecie. Dbajcie, by Wasze źródła informacji były różnorodne i miejcie otwarte oczy.

Dziennikarze mogą nas trochę okłamywać, by ich artykuły były poczytne, ale potrafią też robić dobrą robotę. Sami wiecie, jak ciężko jest dziś dowiedzieć się czegoś, co jest najbliższe prawdy. Nie każdy chce Was oszukać, mam nadzieję, że nawet mniejszość. Są tacy, którzy tworzą rzetelne informacje, więc nie plujmy nienawiścią gdzie popadnie. Po prostu bądźmy świadomi, że Internet się czasem myli i czasami, by z nas wycisnąć trochę uwagi, myli się specjalnie.

Uważajcie na kciuki

Ok, dużo tu wezwań, ale to nie są tylko wezwania dla Was drodzy czytelnicy, ale też i dla mnie samej. Kolejny nagłówek, który ma kija wspólnego z prawdą zostanie przeze mnie skomentowany, zauważony i nie pozostawię po nim jedynie wzruszenia ramionami ze smutkiem w oczach.

Jeśli dotarliście do końca, gratuluję. Teraz zastanówcie się, czy to jest coś wartego posłania dalej czy nie. I nigdy nie dawajcie mi kciuków przed przeczytaniem całego wpisu.

Czytajcie i sami decydujcie, czy chcecie posłać to dalej światu. To już jest Wasza odpowiedzialność.

Jestem bardzo ciekawa, czy się ze mną zgadzacie, albo macie inne pomysły na to, jak nie dać się zwieść nagłówkom i nie pozwolić sobie na wyrabianie opinii na ich podstawie. Myślę jednak, że nawet jeśli mamy odmienne zdania, to warto sobie zdawać sprawę z tego, że nagłówki są często przekoloryzowane po to, aby się dobrze klikały i były chętnie podawane dalej.