W jaki sposób naukowiec publikuje wyniki badań i dlaczego to tak długo trwa?

Dziś tekst o tekstach. Obiecałam Wam opowiedzieć o tym, jak publikuje się wyniki badań naukowych. To kolejna porcja informacji, która pozwoli Wam rozpocząć hodowlę swojego wewnętrznego wykrywacza naukowych nieścisłości. Po przeczytaniu tego wpisu łatwiej będzie Wam nadać publikacjom naukowym nieco inną rangę niż wpisom na popularnych portalach internetowych, które mówią nam „jak żyć?”.

Wiecie już jak wygląda publikacja naukowa i co zawiera. Dziś opowiemy sobie, jak publikuje się artykuły oryginalne w dziedzinie około biologicznej (tekst będzie w stylu nieco bardziej popularnym niż naukowym).

Projekt, słowo klucz

Większość badań naukowych prowadzona jest poprzez realizację założeń wcześniej przygotowanego projektu/grantu. Zanim grant naukowy otrzyma wsparcie finansowe, przechodzi wieloetapową ocenę ekspercką. Jak wygląda droga do uzyskania grantu, innym razem.

Wróćmy do publikacji. Pierwsze co musi zrobić naukowiec (zespół naukowców) to zastanowić się, o czym będzie pisał. Zazwyczaj wybór zakresu tematycznego publikacji ustalany jest już w trakcie przygotowywania projektu. Musi to być pewna spójna całość, a przeprowadzone eksperymenty powinny prowadzić do sformułowania jakiejś tezy lub odpowiedzi na stawiane przez badacza pytanie.

Nie za wysoko i nie za nisko

Kiedy prace laboratoryjne zostaną zakończone, autorzy decydują, w jakim czasopiśmie chcą opublikować wyniki. Ten punkt może zaważyć na utracie kilku miesięcy naukowego żywota. Jak wspominałam wcześniej, czasopisma różnią się zarówno zasięgiem tematycznym, jak i prestiżem. Jak wybiera się czasopismo?

Jeżeli wyniki zespołu są wyjątkowo ważne, przynoszą rozwiązanie jakiegoś ogólnego problemu biologicznego, dowodzą istnienia istotnych mechanizmów lub dają wskazówki, które mogą zostać wykorzystane w projektowaniu nowych terapii, to można próbować je opublikować w najbardziej prestiżowych czasopismach. Jeżeli jednak to tylko mała cegiełka do zbudowania jakiejś większej teorii, zapewne warto zachować nieco skromności i wybrać czasopismo punktowane niżej. Oczywiście, możemy próbować mierzyć zamiary ponad siły, ale to może spowodować utratę cennego czasu. Z drugiej strony, nie dobrze jest się też nie docenić i przez zły wybór czasopisma stracić trochę naukowego splendoru.

Doświadczony naukowiec dobrze zna tytuły oraz specyfikę wydawnictw w swojej dziedzinie. Osoba na samym początku swojej drogi naukowej często nie ma za wiele do powiedzenia w tej kwestii. Najczęściej najlepszym wyjściem będzie zaufanie starszym współautorom.

Ból portfela

W wyborze czasopisma trzeba też wziąć pod uwagę finanse. Autorzy badań często muszą za publikację zapłacić, zwłaszcza jeśli chcą, by ich artykuł ukazał się w systemie Open Access. Koszty są różne, np. w wydawnictwie Elsevier to koszt od 500 do 5 000 dolarów, więc zdecydowanie trzeba się nad tym zastanowić.

Zgodnie ze szczegółową instrukcją

Większość periodyków posiada poradniki dla autorów wskazujące jak przygotować manuskrypt. W skład tych wytycznych wchodzi nie tylko określenie tematyki publikowanych prac, ale również ich edycyjne przygotowanie (np. jaką objętość ma mieć praca, ile może mieć rycin czy tabel, jakich używać interlinii, w jakim formacie dostarczać składniki pracy, jak przygotować bibliografię).

To nie byłoby aż takie straszne przy założeniu, że praca zostanie przyjęta do druku w pierwszym czasopiśmie. Często jednak wysyła się ją do kilku czasopism, zanim zostanie przyjęta (ale tylko do jednego wydawnictwa w tym samym czasie), a w każdym należy ją przygotować pod inne wymogi. Na pocieszenie (siebie samej) mogę powiedzieć, że niektóre czasopisma nie mają tak konkretnych wytycznych i dopiero po ewentualnym przyjęciu pracy do druku można ją dopracować pod kątem edycyjnym.

Prawie meta

Po wybraniu zakresu tematycznego, analizie danych, opracowaniu pomysłów na ich interpretację i napisaniu manuskryptu po angielsku zgodnie z wymogami wybranego czasopisma można by zacząć otwierać szampana, tyle że jeszcze nie można …

Autor korespondencyjny przygotowuje specjalny list do wybranego czasopisma, w którym krótko opisuje przedstawione w pracy badania oraz ich wkład w rozwój danego tematu. Zakłada elektroniczne konto na stronie wybranego periodyku i wypełnia tam „miliony” pól. W każdym wydawnictwie wygląda to trochę inaczej. Często trzeba napisać oświadczenia dotyczące etyki czy stosowania się do zasad dobrych praktyk laboratoryjnych. Możemy być poproszeni o wskazanie ewentualnych konfliktów interesu oraz wyrażenie pisemnej zgody na uiszczenie opłaty po przyjęciu pracy. Czasopisma mogą też prosić o wskazanie proponowanych recenzentów, czyli osób (innych naukowców), które ocenią jakość i poprawność przygotowanego artykułu.

Wielkie oczekiwanie

Po tym wszystkim autor korespondencyjny sprawdza wszystko 10 razy, klika upragnione Submit (złóż) i zaczyna się zupełnie inny wymiar publikowania, czyli oczekiwanie. Może być tak, że przygotowanie manuskryptu zajmuje mniej czasu niż oczekiwanie na jego recenzję. Czasami odpowiedź jest bardzo szybko np. po tygodniu. W takim wypadku najprawdopodobniej będzie to odmowna odpowiedź od edytora (czyli osoby, która przyjęła naszą pracę i sprawdziła, czy w ogóle opłaca się ją przesyłać do recenzji) spowodowana tym, że nasze badania nie wpisują się w tematykę czasopisma. W innym wypadu edytor przesyła pracę do recenzentów, czasami tych proponowanych przez samych autorów, czasami nie. Mogą to być dwie lub trzy osoby, które widzą nazwiska autorów lub prowadzą recenzję na „ślepo” (ogranicza to ewentualny wpływ emocji „lubię, nie lubię” na ocenę merytoryczną).

Ciężko mi uśrednić jak długo czeka się na recenzję, ale może to być kilka miesięcy. Po tym czasie edytor może:

  • odrzucić manuskrypt, podając uzasadnienie recenzentów
  • poprosić o niewielkie zmiany w tekście, wyjaśnienie nieścisłości i odniesienie się do uwag recenzentów
  • poprosić o duże zmiany, większe poprawki, a nawet zrobienie dodatkowych eksperymentów
  • przyjąć pracę bez zastrzeżeń.

Co dalej?

Ta ostatnia decyzja jest oczywiście najbardziej oczekiwana. Jeżeli otrzymamy pozytywne recenzje, to pozostaje nam jeszcze tylko uiścić wymagane opłaty i poprawić ewentualne drobne błędy, czyli podwójne spacje czy literówki, których nie wyłapaliśmy wcześniej. Praca może ukazać się od razu albo po kilku tygodniach, może też wcześniej ukazać się w formie elektronicznej (niektóre czasopisma w ogóle nie mają drukowanych wydań).

Jeśli natomiast dostajemy odmowę, to szukamy nowego czasopisma, wprowadzamy ewentualne zmiany zasugerowane przez poprzednich recenzentów, ponownie przerabiamy pracę edycyjnie i oczekujemy na następną recenzję.

Jeżeli musimy coś poprawić, to musimy to poprawić i mamy na to zazwyczaj około miesiąca. Po poprawkach praca ponownie trafia w ręce recenzentów, a my dalej czekamy. Może być tak, że po tym czasie znowu dostaniemy niejednoznaczną recenzję. Wtedy powtarzamy cały proces a czas, jaki upływa od momentu złożenia pracy do jej opublikowania (lub ostatecznego odrzucenia) wydłuża się.

 

Nie lubię!

Nie chcę dziś wchodzić zbyt głęboko w moją opinię na temat publikowania i opisywać jak się czuję z tym, kiedy po trzech miesiącach oczekiwania dostaję recenzję w 5 zdaniach, bo nie taki był zamysł tego wpisu. Mogę się Wam jedynie przyznać, że to moja najmniej ulubiona czynność naukowa (jednocześnie najważniejsza dla mojej „kariery” i postrzegania w świecie naukowym).

To jest tekst POLULARNOnaukowy

Chcę  zaznaczyć ogólnikowość mojego opisu. Sprawa może wyglądać inaczej w przypadku humanistów, a nawet innych biologów, zajmujących się np. biologią środowiskową. To nie jest instrukcja dla naukowców tylko dla osób, które chcą się dowiedzieć, jak działa nauka w praktyce. Zależy mi, by każdy z Was zdawał sobie sprawę jak wiele pracy trzeba włożyć w opublikowanie badań naukowych i jak są one weryfikowane, nim trafią do druku.

Nie napisałam (jeszcze) zbyt wiele na temat drogi, którą pokonuje naukowiec, by otrzymać dofinansowanie badań naukowych w postaci grantów. Nie wytłumaczyłam jak przeprowadza się eksperymenty naukowe by nie można było zarzucić nam nierzetelności. Mimo tego mam nadzieję, że dostrzegacie powoli wyższość pracy naukowej nad półstronicowym tekstem w Internecie opublikowanym przez anonimową osobę w 10 minut. Jeśli jednak nie, to będę Was przekonywała kolejnymi postami!