Nowy Rok przywitałam w Stanach Zjednoczonych. Wyjazd do USA był jednym z moich największych marzeń, ale oprócz samej wycieczki chciałam tu po prostu zamieszkać i zobaczyć jak wygląda prawdziwe życie w centrum amerykańskiego snu. Z tego powodu możecie sobie wyobrazić, jak bardzo cieszyłam się przez ostatnie miesiące na swoją amerykańską przygodę. Nic nie byłoby możliwe w takiej formie, gdyby nie konkurs FameLab oraz szczodrość i wsparcie Fundacji Kościuszkowskiej.
Odwaga nie zawsze przychodzi bez zaproszenia
Dziś opowiem Wam historię o tym, że odwaga nie zawsze przychodzi bez zaproszenia, czasem trzeba się jej nauczyć. Opowiadam ją właśnie teraz, bo przed Wami ostatni weekend, podczas którego możecie nagrać swój filmik i zgłosić się do tegorocznej edycji konkursu FameLab. Termin mija w poniedziałek 28 stycznia o godzinie 12.00.
Powiedzieć, że jestem fanką FameLabu to mało, więc postanowiłam opisać Wam moją konkursową historię. Może pomoże Wam to w podjęciu odpowiedniej decyzji (czyli zgłoszeniu się do konkursu). Podrzucę Wam przy okazji kilka wskazówek, jak przygotować filmik zgłoszeniowy.
Na samym początku chciałabym Wam wyjaśnić, że każde napisane tu słowo i każda interakcja na mediach społecznościowych jako naukowka, jest dla mnie delikatnie stresująca. Tu moje słowa przeczytać i ocenić może każdy. Dlatego też, kiedy znalazłam ogłoszenie dotyczące konkursu FameLab, od ręki uznałam, że to nie dla mnie, że „jeszcze” nie jestem na tym etapie. Ale z drugiej strony nie mogłam o tym zapomnieć i czułam przyjemne podenerwowanie na myśl, że może jednak mogłabym spróbować. Przecież nie muszę się nikomu do tego przyznawać, wyślę zgłoszenie i zobaczymy.
Trzepotanie skrzydeł
No więc postanowiłam. Skoro chcę być popularyzatorem nauki, to nie powinnam odbierać takich działań zbyt osobiście, tylko profesjonalnie podejść do realizacji nowoodkrytych pasji. Oczywiście tak brzmi oficjalna wersja… Muszę szczerze przyznać, że w tamtym momencie na samą myśl o FameLab w moim żołądku całe mnóstwo motyli (czy innych owadów) rozpoczynało trzepotanie skrzydłami 😛
Nie wiem, czy wiecie, ale należę do (zapewne sporego) grona osób, którym zawsze się wydaje, że mają jeszcze dużo czasu na zrealizowanie swoich planów. Nie muszę Wam tłumaczyć, że często wiąże się to z robieniem rzeczy na ostatnią chwilę… Tak było i tym razem.
Uważałam, że przygotowanie wystąpienia i jego nagranie zajmie mi najwyżej jeden dzień. Okazało się, że już nad samym wybraniem tematu spędziłam wiele niezdecydowanych godzin.
Nie ma wymówek
To jednak nie oznacza, że skoro do zgłoszenia zostało kilka dni, nie warto próbować. Warto! Być może nie będziecie przygotowani najlepiej na świecie, być może temat Waszego wystąpienia nie będzie wyjątkowo oryginalny. Nie ważne. Ważne, żeby nagrać 3-minutowy film o nauce. Ma Was być widać i słychać, pozostałe techniczne detale nie są istotne i nie mogą stanowić wymówki do rezygnacji z przedsięwzięcia.
Zróbcie wszystko, jak najlepiej możecie w czasie, który macie. Nieodgadnione są algorytmy decyzji Jury. Może to właśnie Wasz temat i Wasza osobowość urzeknie grono oceniających.
No dobrze, to tę porcję wymówek mamy za sobą.
Wróćmy do mojej historii. Po wielu godzinach myślenia w końcu przeszłam do działania i przygotowałam swoje wystąpienie. Miałam świetny pomysł na prezentacje, ale postanowiłam zaryzykować i zostawić go na ewentualne dalsze etapy konkursu (cóż za zarozumiałość z mojej strony). Wybrałam coś innego, również ciekawego, ale nie powalającego (przynajmniej mnie) na kolana.
Napisałam treść wypowiedzi, aby zobaczyć, jak mieszczę się w czasie. Wszystko spoko, ale samo przeczytanie z kartki zajęło mi ponad 7 minut! Jak miałabym się niby zmieścić w 3?!
Usuń, skróć, wymaż, powtórz!
Rozpoczęłam proces usuwania, skracania i wymazywania.
W czasie swojej niedługiej przygody popularyzacyjnej jedną z większych nauk, jaką przyswoiłam, była umiejętność chodzenia na kompromisy ze swoją naukową duszą. Jeśli jesteście w nauce od dłuższego czasu, dobrze wiecie, że to nie przychodzi łatwo. Pewnie każdy musi dojść do tego własną drogą. Oczywiście, że wszystko wydaje się mega istotne i super ważne. Jasne. Ale zrozumcie, że Wasi słuchacze nie poszukują encyklopedycznej i szerokiej wiedzy na dany temat, a Wy (nawet gdybyś bardzo chcieli) na pewno nie zdążycie powiedzieć wszystkiego w 3 minuty.
Kropka.
Jedna, jedyna myśl.
Zastanówcie się, jaka jedna, jedyna myśl ma przyświecać Waszemu wystąpieniu. Co jest kluczem wypowiedzi. Może chcecie tylko zaznajomić odbiorców z jakimś zagadnieniem i nie muszą oni znać wszystkich szczegółów. A może chcecie, aby spojrzeli na dość znany problem od innej strony, chcecie pokazać im mniej oświetloną stronę sprawy. A może w obrębie naukowej wypowiedzi chcecie przemycić nieco bardziej filozoficzną myśl. Zastanówcie się, co jest dla Was najistotniejsze, a potem wokół tej myśli konstruujcie wypowiedź.
Domyślam się, że każdy ma swój sposób na przygotowanie takiej wypowiedzi. Ja mogę się podzielić z Wami swoim, ale tylko pod warunkiem, że doskonale rozmiecie, że każdy z nas może mieć inny styl. Jeśli słuchacie porad innych popularyzatorów, to bardzo dobrze o Was świadczy. Chcecie podnosić swój warsztat, świetnie! Ale wyciągajcie z nich to, co Wam odpowiada i leży w zgodzie z Waszą osobowością. Nie zmuszajcie się do niczego, jeśli ten sposób Wam nie odpowiada.
Warto się zmusić do spróbowania!
Jeżeli to strach paraliżuje Wasze działania, to osobiście zachęcałabym Was jednak do tego, aby się odrobinę zmusić, aby chociaż spróbować. Jeśli po wysłaniu zgłoszenia nie będziecie z siebie dumni, chociażby w kilku procentach i stwierdzicie, że to było całkowicie okropne doświadczenie i nie dostrzegacie w nim żadnej pozytywnej strony, to może rzeczywiście dajcie sobie spokój… ale dopiero po tym, jak spróbujecie! Ja i tak jestem bliska pewności, że każdy z Was znajdzie w tym doświadczeniu jakieś pozytywne odczucie.
No dobrze, to powiem Wam, jak ja przygotowuję swoje 3-minutowe wystąpienia, ale pamiętajcie, że nie musicie robić tak samo. Mnie najzwyczajniej takie podejście pasuje.
Aż parzą klawisze.
Po wybraniu tematu i myśli przewodniej wystąpienia siadam do komputera i zaczynam pisać wszystko, co chciałabym zawrzeć w wypowiedzi. Piszę, aż parzą klawisze. Kiedy mam poczucie, że dałam upust swojemu natchnieniu, zaczynam czytać. Zazwyczaj już po pierwszym czytaniu wywalam kilka niepotrzebnych fragmentów. Potem robię sobie przerwę i zajmuję się czymś zupełnie innym, aby zresetować głowę. Znów czytam. Teraz już z większą czujnością. Usuwam całe fragmenty, zmieniam budowę zdań na bardziej precyzyjną, aby zyskać kilka sekund. Zastanawiam się, czy dana informacja jest niezbędna dla zrozumienia tematu, czy przypadkiem nie za dużo szczegółów chcę przekazać. W nauce często jest tak, że czegoś nie jesteśmy pewni, często mamy świadomość wyjątków. Nie musicie wszystkiego tłumaczyć, wystarczy posłużyć się jakimś wytrychem słownym w stylu „zazwyczaj”, „prawie wszystkie”, „na podstawie obecnej wiedzy”, „na chwilę obecną” itp.
Po kilku tego typu sesjach dochodzę do objętości tekstu na stronę A4 (czcionka 12). Zmieścicie się w 3 minutach, jeśli to przeczytacie wartkim tempem. Jednak na filmie nie będziecie czytać, więc to na pewno za dużo. Na tym etapie warto postarać się o dłuższą przerwę, ja zazwyczaj muszę się z tym wszytsm przespać.
Następnego dnia na pewno uda się znów usunąć kilka pustych zdań i całość będzie gotowa. Przynajmniej jako wersja robocza 😉 Dla niektórych to ta część będzie najtrudniejsza, dla mnie prawdziwym wyzwaniem stało się samo nagrywanie.
Aparat na krześle, krzesło na stole.
Na samo wspomnienie, chce mi się z siebie nieco śmiać. Podczas nagrywania byłam sama w domu, miałam kompletny spokój, nikt mnie nie oceniał i nikt nie widział, jak się do tego zabieram. Aparat stał na krześle, który stał na stole i takie tam. Musiałam sama włączyć kamerę i potem ją wyłączyć, więc na filmie widać moje rozwiane włosy na początku (efekt szybkiego ślizgu) oraz to jak pod koniec podchodzę wyłączyć nagrywanie. Oczywiście, że można to łatwo edytować, mi już brakowało czasu.
Mimo że byłam sama (a mi osobiście to bardzo odpowiadało) byłam zdenerwowana co najmniej jak przed egzaminem na prawo jazdy. Dopiero po kilku próbach znalazłam swoją „w miarę” swobodę.
To czy będziecie mówić z pamięci, czy dacie sobie miejsce na swobodę, to Wasza indywidualna kwestia. Ja jestem nerdem i lubię precyzyjne wypowiedzi. Bardzo dbam o to, aby niczego nie przekłamać. Z tego powodu uczyłam się swoich wypowiedzi prawie na pamięć, jednak za każdym razem pozwalałam sobie na naturalną swobodę, bym potrafiła skończyć wypowiedź w przypadku całkowitej amnezji na scenie. Dlatego bardzo dobrze, jeśli najzwyczajniej wiecie, o czym mówicie. Jeśli zaś jesteście mistrzami improwizacji, być może to właśnie jest Wasza droga.
Próby koniecznie z włączona kamerą.
Jeśli kamera nie jest Waszym najlepszym przyjacielem, serdecznie doradzam zarezerwować czas na próby. Próbowanie bez włączonej kamery to nie to samo co próba z włączoną kamerą! Mam dla Was jeszcze gorsze wieści. Musicie te swoje próby obejrzeć… Bez tego nie zobaczycie dziwnego zachowania Waszego ciała albo nie usłyszycie, że właśnie powiedzieliście jakąś ciężką głupotkę. Wiem, że dla wielu osób zobaczenie siebie na ekranie (najlepiej dużego telewizora) to traumatyczne przeżycie, ale z każdą próbą będzie lepiej, zobaczycie postęp i Wasza samoocena nieco się podniesie.
Dalszą drogę już znacie. Wypełniacie formularz i wstawiacie film na YouTube. Pamiętajcie, że to też zajmuje trochę czasu. Postarajcie się to zrobić, chociaż kilka godzin przed końcem terminu, byście byli w stanie zaradzić ewentualnym problemom technicznym.
Nagranie swojego zgłoszenia zostawiłam w Internecie, aby wciąż pamiętać o swoich początkach i po to by inni widzieli, że nie od razu jest się urodzonym mówcą. Wrzucam Wam tu do wglądu.
FameLab Rulez!!
Całe doświadczenie związane z FameLabem było dla mnie niezwykle trudne, a jednocześnie inspirujące i satysfakcjonujące. Nigdy, przenigdy wcześniej nie myślałam, że będę do tego zgłoszenia zdolna. Jeśli dla Was to żaden problem to tym lepiej, jesteście dwa kroki bliżej do półfinału. Jeżeli jednak tak jak ja, ociągacie się ze zgłoszeniem tylko z powodu braku pewności siebie i odwagi, to (nie mam dowodu naukowego) uwierzcie mi na słowo, że możecie wystartować, nie zbłaźnić się, a nawet sobie samemu zaimponować.
Na dziś już kończę. Tak dawno nic nie napisałam, że palce mi nieco zastygły, nie chcę się przeforsować 😛 Jeszcze raz Was gorąco namawiam do zgłoszenia! Kolejny post o mojej FameLabowej przygodzie pojawi się przed półfinałami, może dopomoże przyszłym półfinalistom.
Trzymam za Was mocno kciuki, będzie super!
Jednocześnie zachęcam do obserwowania mnie na Facebooku oraz Instagramie, gdzie znajdziecie najwięcej szybkich informacji naukowych i nie tylko. Teraz na moim koncie króluje Texas!