Dzisiaj na nieco inny temat niż zazwyczaj. Wyleję Wam wiadro wiedzy o tym, jak bardzo niszczymy ocean. Mam nadzieję, że wszyscy zdajemy sobie sprawę z konsekwencji okropnych człowieczych działań i ich wpływu na środowisko. Ciężko mi zrozumieć, że można mieć co do tego wątpliwości. Chciałabym się skupić na przedstawieniu tematu z mokrej perspektywy…
Może nie wszyscy z Was wiedzą, ale przez dwa lata byłam związana z placówką zajmującą się promowaniem wiedzy o morzach i oceanach. W tym czasie nauczyłam się sporo i pomyślałam, że fajnie będzie podzielić się z Wami moją opowieścią.
Opowieść o wszechoceanie
Będę tu używać sformułowania wszechocean, który obejmuje swą definicją wszystkie morskie wody naszej planety. Od kiedy minęła moja ostatnia lekcja geografii, wiele się zmieniło w klasyfikacji oceanów. Obecnie formalnie dzieli się je na pięć akwenów: Spokojny, Atlantycki, Indyjski, Arktyczny oraz Południowy. Z drugiej strony ujęcie tematu z perspektywy pojęcia wszechoceanu pozwala w łatwiejszy sposób przeniknąć do świadomości ludzi i przekonać ich, że zmiany w jednej lokalizacji będą rzutowały na całe środowisko morskie.
Wszechocean zajmuje ok. 71% powierzchni naszej planety. Takie spojrzenie na sprawę uwypukla fakt, że niezależnie czy mieszkamy w samym środku kontynentu, czy na wybrzeżu, jesteśmy od środowiska morskiego uzależnieni. Niestety obecnie tylko 13% światowych wód oceanicznych pozostało w swojej dzikiej, niezmienionej przez człowieczą działalność formie.
Mimo że tak bardzo wpłynęliśmy na stan oceanu, wciąż nie wiem o nim za wiele.
Głęboka tajemnica
Na dnie Rowu Mariańskiego, czyli najgłębszego znanego rowu oceanicznego, były jedynie 3 osoby. Pierwsze zejście w głębiny miało miejsce w 1960 roku, a w 2012 w tę samą podróż wybrał się James Cameron reżyser, chociażby filmu Avatar. Ciekawe jest zestawienie tych liczb z listą osób, które odwiedziły księżyc, bo ich do tej pory było ich aż cztery razy tyle!
Jedną z niedocenianych funkcji oceanu jest produkcja tlenu. Często mówi się o zielonych płucach Ziemi, ale sprawiedliwiej byłoby powiedzieć, że przynajmniej jedno z nich jest błękitne. Chociaż nie znalazłam jednoznacznych danych dotyczących udziału oceanu (a raczej zamieszkującego jego toń planktonu) w wytwarzaniu tlenu, to większość szacunków ocenia go na ok. 50%-70%.
Oceany są również odpowiedzialne za produkcje i pochłanianie dwutlenku węgla. W ogólnym rozrachunku dane wskazują, że obecnie szala przechyla się na tę drugą stronę. Do tej pory wody morskie zaabsorbowały ok. 20-40% wyprodukowanego przez ludzi gazu. Jedną z konsekwencji jest stopniowy wzrost poziomu zakwaszenia wód, co ciągnie za sobą całą kaskadę niebezpiecznych zmian. Jeśli chcecie poczytać o tym więcej, odsyłam do świetnego artykułu z bloga nauka o klimacie.
Naukowcy uważają, że chciwa działalność człowieka jest jednym z powodów oceanicznych katastrof… Tak, to my niszczymy ocean.
Niszczymy ocean
Dziś przedstawię Wam dwie tragiczne w skutkach historie. Obie dotyczą pingwinów, czyli zwierząt, które traktuje wyjątkowo emocjonalnie.
W zeszłym roku badacze donosili o drastycznym spadku liczebności populacji pingwinów królewskich na francuskiej wyspie Île aux Cochons na Oceanie Indyjskim. Z 2 milionów pingwinów zliczonych w 1960 roku populacja zmalała do jedynych 200 tysięcy w 2016. To oznacza 88% spadek liczebności. Dokładne przyczyny takiego załamania kolonii nie są jeszcze dokładnie poznane.
Jeśli ta informacja jeszcze nie złamała Wam serca, to mam kolejne tragiczne wieści.
W drugiej co do wielkości populacji pingwinów cesarskich, zamieszkujących tereny Zatoki Halleya ptaki nie rozmnażają się już trzeci rok z rzędu. Obserwacje satelitarne pozwoliły stwierdzić, że tysiące młodych i niezdolnych jeszcze do pływania piskląt utonęło w 2016 roku z powodu zbyt szybkiego rozmrożenia się pokrywy lodowej. Dorosłe ptaki zaprzestały starań odtworzenia populacji lub zmieniły miejsce bytowania.
Światowy Dzień Oceanu
Niedawno, bo 8 czerwca, świętowaliśmy Światowy Dzień Oceanu. Mój post jak zawsze jest za późno i niewczas, ale o oceanie warto rozmawiać nawet bez okazji. Kilka słów ode mnie na ten temat możecie posłuchać w króciutkiej audycji Radia Gdańsk. Święto zaproponowali Kanadyjczycy w 1992 roku, ale dopiero w 2008 zostało oficjalnie ustanowione przez ONZ.
Niektórzy uważają, że aby ocalić wszechocean, należy zostawić go w spokoju i pozwolić mu się zregenerować. O ile idea brzmi pięknie, to jako ludzie jesteśmy uzależnieni od dóbr, które pozyskujemy z wód morskich. Niszczymy ocean od zawsze, ale dla ponad 3 miliardów ludzi ryby stanowią ważne źródło białka, głównie w biedniejszych rejonach świata. Setki milionów osób ma pracę w jakimś stopniu związaną z rybołówstwem, dzięki czemu mogą zadbać o swoje rodziny. Jeśli w najbliższym czasie nie chcemy wrócić do przytulnych jaskiń, to nie możemy oceanu zostawić w spokoju, ale możemy o niego zadbać lepiej, niż robimy to teraz.
Przykładem pozytywnych działań może być dążenie do coraz szerszego wprowadzania zasad zrównoważonego korzystania z zasobów oceanu. Dziś ponad 30% dzikich stad ryb jest przełowionych, a kolejne 60% eksploatowanych jest na maksymalnej granicy. Całkowity zakaz poławiania byłby również zachętą do nielegalnych i niekontrolowanych połowów. Możemy jednak pomóc, wybierając produkty rybne oznaczone certyfikatem MSC.
Plastik, wszędzie plastik
W opinii publicznej najbardziej niszczymy ocean poprzez zanieczyszczenie go plastikiem. Nie bez powodu, ponieważ corocznie do wód morskich trafia ok. 10 milionów ton tego tworzywa. Chociaż w naszym kraju mamy jeszcze sporo do poprawienia, to nie radzimy sobie aż tak tragicznie. Podczas mojego pobytu w Teksasie zderzyłam się z całkowitą ignorancją mieszkańców tego stanu dotyczącą tematów środowiskowych. Plastik jest wszędzie i we wszystkim, światła pozostają zapalone całe dnie, a woda przelewa się bez opamiętania. Jedzenie wyrzuca się bez wyrzutów sumienia, a samochód im więcej pali tym lepiej. Więcej szczegółów możecie znaleźć w zapisanej relacji na moim Instagramie.
Jednak winą za powstanie plastikowej wyspy na oceanie, która jest pięć razy większa od Polski, musimy się podzielić ze wszystkimi mieszkańcami planety i spychanie odpowiedzialności w niczym nam nie pomoże.
To skomplikowane
Wielokrotnie już pisałam, że moim zdaniem świat jest bardziej skomplikowany, niż się na pozór wydaje. W przypadku dbałości o środowisko tezę tę podtrzymuję. Nadużywanie plastiku zwłaszcza w formie jednorazowej jest złe i tym niszczymy ocean. JEdnocześnie nie powinniśmy zapominać, że to dzięki niemu możliwy był tak szybki postęp w wielu dziedzinach np. w medycynie. Najlepszym pomysłem w walce z tymi odpadami jest zmniejszanie ich produkcji i jak najlepsze odzyskiwanie tego materiału.
Plastik, który trafi do środowiska, będzie powoli kruszał i rozkładał się na coraz mniejsze cząsteczki. W postaci mikroplastiku będzie stanowił pożywienie między innymi dla planktonu, a następnie akumulował się w wyższych ogniwach łańcucha pokarmowego, by wreszcie trafić do naszych żołądków. Już teraz spożywamy od 74 do 120 tys. cząstek mikroplastiku rocznie, w zależności od wieku i płci.
Dieta plastic free
Może zamiast mody na diety gluten free, GMO free i wszystko free czas postawić na walkę o pożywienie plastic free? Skutki zdrowotne spożycia mikrocząstek tworzyw sztucznych są nieznane. Badacze podkreślają jednak, że najmniejsze cząsteczki plasiku mogą przeniknąć do tkanek i wywołać, chociażby reakcje immunologiczne.
Przy podejmowaniu decyzji zakupowych i utylizacyjnych pod uwagę powinniśmy wziąć nie tylko te najprostsze fakty, ale również inne czynniki. Zużycie wody, wpływ na społeczność i środowisko lokalne, ilość wytwarzanego dwutlenku węgla itp. I chociaż we mnie wzbudza to czasami paraliż decyzyjny, kiedy nie wiem już, czy umyć ten kubeczek po jogurcie, to bez tego łatwo będzie nas wmanewrować w greenwashing, czyli ekologiczne mydlenie oczu.
Popatrz oczami innych.
Jednym z ciekawych punktów widzenia w dyskusji na temat zakazu produkcji plastikowych słomek, jest głos niepełnosprawnych, dla których jest to często produkt pierwszej potrzeby. Słomki wykonane z metalu, czy innego twardego tworzywa nie zawsze będą bezpieczne, poza tym wymagają inwestycji finansowej. Niestety większość niepełnosprawnych w naszym kraju nie może sobie pozwalać na dodatkowe wydatki. Polecam do poczytania.
Wspierajmy się tak zwyczajnie, po ludzku.
Wspierajmy siebie w dobrych decyzjach i nawykach, edukujmy innych, ale nie zapominajmy, że nasza wizja świata nie zawsze jest pełna. Warto czasami wyobrazić sobie jak sprawa wygląda z cudzej perspektywy. Takie rozluźnienie w poglądach pomoże nam wszystkim wieść nieco bardziej zrelaksowany żywot.
No dobrze, ale jak przy uwzględnieniu tak wielu czynników nie oszaleć przy codziennych decyzjach? Pewnie nie odkryję Ameryki, ale może odświeżę Wasze podejście – posługując się zasadami piramidy potrzeb zakupowych.
Najprostszym wyjściem jest używanie tego, co już mamy jak najdłużej się da. Jeśli w Waszym domu zalegają sterty plastikowych siatek to, zamiast je wyrzucać i kupować lnianą, wielorazową torbę na zakupy, wykorzystujcie to, co macie jak najdłużej możecie. Jeśli Wam czegoś brakuje, pożyczcie, wymieńcie się, kupcie używane lub zróbcie sami. Kupowanie nowych rzeczy powinno być ostatnim wyjściem.
Róbmy, co możemy! Zwłaszcza że musimy dbać o planetę również za jej bardziej krnąbrnych współlokatorów….
A jak Wy w codziennych działaniach dbacie o wszechocean?
Jeśli uważacie, że ten tekst był interesujący i dowiedzieliście się czegoś ciekawego, będę niezwykle wdzięczna za udostępnienie.
Ściskam!
Posty o podobnej tematyce: